W Polsce zostawiliśmy cudną pogodę natomiast Wiedeń przywitał nas strasznym deszczem, który zresztą nie przestał padać przez cały nasz pobyt. Nocowaliśmy w Red Carped Hostel, niedaleko WestBanhof. Warunki całkiem przyzwoite, blisko centrum, do tego tramwaje i pociąg w odległości 5 min.
W pierwszym dniu postanowiliśmy sobie po prostu pochodzić w miarę możliwości (bo lało niemiłosiernie) po Wiedniu. Obok ratusza znaleźliśmy całkiem fajną i niedrogą restaurację z bardzo dobrym jedzonkiem – Einstein.
Drugiego dnia pojechaliśmy do Zamku Schonbrunn. Bilet wstępu 23 euro, ale są różne opcje. Poza oczywistym urokiem samego zamku bardzo pozytywnie zaskoczyła nas sama obsługa tego miejsca. Byliśmy z naszym 4 miesięcznym Maluszkiem w wózku, gdy tylko obsługa nas zobaczyła od razu podeszła do nas pani i zapytała czy chcemy jechać windą. Nie powiem bardzo mnie to ucieszyło, bo właśnie patrzyłam na majaczące przede mną schody i miałam wizję wnoszenia po nich wózka. Drogę powrotną po zakończeniu zwiedzania pokonaliśmy dokładnie w taki sam sposób. Miło i przyjemnie. Niby to nic takiego, ale gdy zapytałam na Wawelu czy mogę wejść z wózkiem usłyszałam, że niestety wózek muszę zostawić w szatni. Super po prostu!
Niedaleko Opery znaleźliśmy bardzo sympatyczną typowo wiedeńską kawiarnię Tirolerhof, gdzie serwowano pyszny strudel i inne słodkie smakołyki (nie mieli tylko Sachera).