W Fez wylądowaliśmy ok. 19 – 20 więc dość późno. Nie byliśmy przekonani, że autobus który jedzie z lotniska do centrum o tej porze jeszcze jeździ więc zmuszeni byliśmy wziąć taksówkę. Później, jak zobaczyliśmy gdzie jest nasz hotel cieszyliśmy się, że nie postanowiliśmy jednak czekać na ten autobus, bo nawet jeśliby jeszcze jeździł a nawet zawiózłby nas do centrum to hotelu szukalibyśmy chyba do dzisiaj. A tak, kierowca taksówki wziął od nas numer telefonu do hotelu i zadzwonił, żeby ktoś po nas wyszedł. W umówionym miejscu czekał na nas facet z naszego hotelu a dokładnie mówiąc riadu. Riad Nassim Znajdował się w medynie a prowadziło do niego kilka wąskich dróżek, istny labirynt. Riad był zabójczy! Bardzo stylowy, wszędzie czuło się klimat Maroka. Z dachu, na którym zresztą serwowano śniadania, roztaczał się widok na całą medynę i drogę do nowego miasta. W hotelu o każdej porze serwowano marokańską herbatę, czyli okropnie słodką zieloną herbatę (gunpowder) z świeżą miętą. Nawet mi to smakowało.
Sam Fez bardzo się nam podobał. Medyna, w której wąskich uliczkach toczyło się prawdziwe życie robiły wrażenie. Po uliczkach chodziły osły, które są tu używane jako środek transportu gdyż w medynie nie ma ruchu kołowego. My widzieliśmy np. osiołka śmieciarkę. Co chwila przez otwarte malutkie drzi można było zobaczyć jakieś zakłady rzemieślnicze.
Ogólnie Fez, przynajmniej w grudniu, nie jest bardzo turystycznym miejscem. Turyści skupiają się głównie w okolicach hotelu Cascade, gdzie znajduje się kilka restauracji.
Moim głównym celem w Maroku było zobaczenie garbarni i farbiarni skór. Jest ich w Fez kilka i wstęp jest bezpłatny. Na ogół ogląda się ją z usytuowanych wyżej sklepów z wyrobami skórzanymi. Makabra, jak zobaczyliśmy, na czym polega praca i poczuliśmy zapach, który jej towarzyszy zrozumieliśmy jak ciężka jest to praca.
Warto zobaczyć Medresę Attarine Choć ogląda się tylko dziedziniec to jest bardzo ładny, śliczne drobne elementy wycinane w drewnie tekowym mogą robić wrażenie.