Geoblog.pl    kasipat    Podróże    Hiszpania i Portugalia    Kilka dni w Barcelonie
Zwiń mapę
2012
24
maj

Kilka dni w Barcelonie

 
Hiszpania
Hiszpania, Barcelona
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3895 km
 
Barcelona to miasto, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Jest tam wiele spokojnych zakątków, sennych uliczek, ale są też miejsca takie jak La Rambla, gdzie na okrągło, w dzień i w nocy gra muzyka, ludzie się bawią, jest gwarno i tłoczno. Barcelona jest ogromna i w żadnym razie nie można się w niej nudzić. Nam La Rambla jakoś nie przypadła do gustu. Strasznie gwarno i głośno a do tego okropnie drogo. Znacznie taniej i sympatyczniej naszym zdaniem jest w pobliskich uliczkach zarówno po prawej jak i lewej stronie popularnych Rambli.

Ale od początku.
Przylecieliśmy do Barcelony dość późno w nocy. Widok oświetlonej Barcelony robi wrażenie. Żałowałam, że nie mam pod ręką aparatu  Lądowaliśmy na lotnisku El Prat. Z lotniska można się dostać do centrum Barcelony na kilka sposobów:
- Aerobus – odjeżdża z Pl. Catalunya i Pl. Espanya – bilet ok. 4 euro
- Pociag Renfe – szybki, bilet ok. 3 euro
- autobus N46 – zwykły autobus kursowy do Pl. Espanya. Przystanek znajduje się w rzędzie przystanków, za kioskiem na końcu. W razie czego na placu jest informacja turystyczna. Bilet kosztuje ok. 1 euro.
- autobus N17 - zwykły kursowy autobus nocny. Builet kosztuje niewiele ponad 1 euro. Jedynym minusem jest to, że jadąc z lotniska zwiedza chyba wszystkie najmniejsze zakątki Barcelony, jedzie wąskimi uliczkami i podróż po prostu trwa przez to dość długo, ponad godzinę. Autobus jedzie do Pl. Catalonya, prze Pl. Espanya.

Co do przemieszczania się po mieście to z uwagi na wielkość Barcelony polecam metro. Są oczywiście różne opcje ale dla tych którzy będą się często przemieszczać dużo opłaca się kupić bilet dzienny. Bilety można kupić w automatach na stacjach metra.

Barcelona zachwyca wąskimi uliczkami zarówno dzielnicy Gotyckiej jak i Ribery. Idąc La Rambla wystarczy tylko skręcić w prawo lub lewo i znajdziemy się w innym świecie. Dzielnica Gotycka pełna zabytkowych kamienic, dużych placów i tajemniczych zaułków. Ribera za to pełna knajpek, małych sklepików. Warto zobaczyć m.in. Katedrę św. Eulalii z jej krużgankami, przy których znajduje się stawek, przy którym mieszka 13 gęsi. Plac przed katedrą jest też miłym miejscem na wypoczynek albo po prostu chłonięcie atmosfery Barcelony. Jednego popołudnia trafiliśmy na moment, w którym na placu zebrała się duża grupa ludzie, którzy przebierając buty w których byli na espadryle (podobno wywodzą się z Katalonii) zaczynali tańczyć w kilku kółkach do melodii granej przez siedzącą na schodach katedry orkiestrę. Było to świetne!

Będąc w Barcelonie koniecznie trzeba zobaczyć Sagrada Familia. Jest to przez wielu nazywany „najstarszy plac budowy na świecie”. Jedni uważają ją za brzydactwo inni są nią zachwyceni. Ja osobiście należę do drugiej grupy. Z daleka nie robi takiego wrażenia, ale wystarczy przyjrzeć się jej bliżej i zobaczyć, z jakimi szczegółami została zbudowana. Największe wrażenie robi jednak środek. Wstęp nie jest tani, bo kosztuje 13 euro, ale warto. Niech was nie przeraża długa, zakręcająca kolejka za biletami. Jest długa, ale idzie bardzo szybko. Ja zaczynając za drugim zakrętem dotarłam do kasy w jakieś niecałe 10 minut. W cenie biletu można wejść do wnętrza katedry oraz do muzeum poświęconemu jej budowie. Warto pamiętać, że Sagrada nie jest wieczorem oświetlona (a przynajmniej nie była oświetlona ok. 22). Wybraliśmy się tam kiedyś specjalnie żeby porobić zdjęcia a tu nici :(

Podążając dalej szlakiem Gaudiego koniecznie trzeba zobaczyć Casa Mila (La Pedrera) i Casa Batllo Dwie kamienice zaprojektowane przez Gaudiego. Można je zwiedzać, ale wstęp jest jeszcze droższy niż do Sagrada Familia, więc zrezygnowaliśmy. Z zewnątrz wyglądają imponująco. Te z kolei są w nocy oświetlone i prezentują się bardzo ciekawie.

Dla tych, którzy w dalszym ciągu czują niedosyt podziwiania twórczości Gaudiego, ale maja już dość błąkania się w upalne dni po mieście polecam Park Guel, popularnie zwane ogrodami Gaudiego. Jest tam naprawdę bajkowo. Zaraz na wejściu (w zależności, od której strony wchodzimy) witają nas dwa „domki z piernika”, dalej słynny „jaszczur”, najdłuższa ławka na świecie itd. Jest to bardzo fajne miejsce na wypoczynek. Do parku można podjechać metrem, ale od stacji metra trzeba jeszcze przejść dość spory kawałek pod górę. Z jednej strony trzeba wysiąść na stacji metra Lesseps i kierować się za znakami, jakieś 20 minut. Można też pojechać jedną stację dalej (Vallcarca) i wejść do parku od tyłu. Są drogowskazy. Ta droga jest o tyle lepsza, że na szczyt górki, na której znajduje się park prowadzą schody (niektóre ruchome).

Wieczorem warto pojechać na Pl. Espanya i zobaczyć oświetloną galerię handlową powstałą z przebudowanej areny walki byków. Można wjechać na dach galerii, na którym znajdują się restauracje i podziwiać widok Barcelony. A także zobaczyć zamek i podświetlone fontanny przed nim. Fontanny tańczą w takt muzyki, ale na mnie osobiście nie zrobiło to wrażenia. Fajne, miło popatrzeć i tyle.

Kolejnego dnia nadszedł czas na zobaczenie portu i połażenie po plaży. Port jest bardzo duży. Cumują w nim zarówno małe żaglówki jak i ogromne wycieczkowce. To, co mnie zdziwiło to kolor wody w porcie – była błękitna!!!
Port można podziwiać z góry, jadąc kolejką linową, ale to zdecydowanie nie dla mnie wiec sobie podarowaliśmy.
Idąc wzdłuż portu prędzej czy później dotrzemy do plaży. Wieczorem miło jest sobie na niej posiedzieć, bo jest mało ludzi i można obserwować lądujące jeden za drugim samoloty. W dzień plaża jest zatłoczona, ale i tam jest tam miło posiedzieć. Można tez pospacerować długą promenadą ciągnącą się na parę kilometrów wzdłuż plaży.

Jedzonko:
Fajny jest targ przy ramblach. La Boqueria, niedaleko stacji metra Liceu. Oprócz cudów, które można tam kupić i przygotować samemu, można tam też zjeść. Jest kilka stoisk, w których przygotowują jedzenie. Poza tym są oczywiście tapas i kanapki z szynką i sosem pomidorowym. Do tego na targu można tez kupić soki ze świeżo wyciskanych owoców. Polecam przejście kilka kroków od pierwszego stoiska bo im dalej tym cena spada. Kubek soczku np. z dragonfruita kosztował 1 euro. Można tu też znaleźć nieobecne w Polsce a znane nam z Azji duriany – fuj …

Co do konkretnego jedzenia to najtaniej można się najeść kupując menu dnia. Polecam jednak unikanie knajpek turystycznych gdzie często potrawy są odgrzewane i średnio dobre. My znaleźliśmy (dzięki forum internetowemu) małą rodzinną knajpkę, w której cały czas jak tam byliśmy był tłum. Wszyscy się tam znali, wyglądali na stałych bywalców. Menu dnia składało się z pierwszego dani, drugiego dania, deseru z kawą i butelki wina. Zapłaciliśmy za to parę euro i było pyszne. Żeby tam trafić trzeba się albo trochę przejść, albo podjechać metrem. Restauracja nazywa się Barcelona :) Nie pamiętam jak się nazywała ulica, ale to uzupełnię jak tylko to ustalę.
Bardzo fajna była też knajpka, taka bardziej śniadaniowa, niedaleko plaży. Nazywała się CAN SANTI.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (56)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 13.5% świata (27 państw)
Zasoby: 242 wpisy242 6 komentarzy6 3145 zdjęć3145 2 pliki multimedialne2
 
Nasze podróżewięcej
16.06.2016 - 30.06.2016
 
 
07.12.2015 - 15.12.2015
 
 
12.09.2015 - 26.09.2015