Geoblog.pl    kasipat    Podróże    Hiszpania i Portugalia    Porto
Zwiń mapę
2012
21
maj

Porto

 
Portugal
Portugal, Porto
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2991 km
 
W Porto spaliśmy w EasyHotelu. Wcześniej nie mieliśmy okazji spać w takim miejscu, ale było ok. Trochę dziwnie, bo wygląda jak w samolocie, Łazinki to takie plastikowe kabiny, ale czyściutkie ładne, w porządku. Trafiliśmy na jakąś promocję i zapłaciliśmy za pokój 25 uero. Hotel znajduje się w centrum, więc to też było całkiem ok.

Porto podobnie jak Lizbona żyje w weekendy. W tygodniu jest senne i spokojne. Tylko przy nadbrzeżu w Ribeirze gdzieś do 22-23 pojawiają się jeszcze ludzie, głównie turyści. W ogóle Porto sprawia wrażenie malutkiego miasteczka, a jest przecież jednym z większych w Portugalii.

Z lotniska można dojechać do centrum metrem. Nie jest drogie za to jest szybkie i wygodne. W ogóle komunikacja w mieście jest wygodna i niedroga, ale poza dojazdem do lotniska, portu i plaży właściwie nie ma potrzeby korzystania z niej. Wszytko można obejść na piechotę.

W Porto urzekła nas jeden obrazek. Cudowny kościół Sao Ildefonso, który od razu przywodzi na myśl jakoś bardziej kolonie portugalskie w Ameryce Południowej niż samą Portugalię i grających przed nim ulicznych grajków. Uśmiechnięci grajkowie, spokojni i weseli mijający ich przechodnie, drogęą przejeżdżający zabytkowy tramwaj Infante … Naprawdę miły obrazek.

Budynków niebieskimi wyłożonymi azulejos, czyli kafelkami ścianami jest w Porto bardzo dużo. Wszystkie tak wpasowują się w ogólnie panujący w mieście klimat, że nikt nawet nie zastanawia się dlaczego akurat w ten sposób ktoś postanowił ozdobić budynki. Azulejos wyłożone są również ściany dworca kolejowego Sao Bento, który koniecznie trzeba zobaczyć.

Główną ulica reprezentacyjną miasta jest ulica Santa Catarina. Są tam sklepy i sympatyczne knajpki z różnego rodzaju słodyczami. Warto tu wspomnieć, że Portugalczycy uwielbiają słodycze. Na śniadania jedzą na ogół słodkie ciastka z ciasta francuskiego z kawą i sławne pastel de Nata – ciasteczka z budyniem. Niedaleko Santa Catarina, przy jednej z jej bocznych uliczek (chyba Rua Formosa) znajduje się stary targ – Mercado Municipal do Bolhao. Zbudowano ją w 1838 roku! Niestety jest bardzo zaniedbany, ale można sobie wyobrażać jak kiedyś musiał tętnić życiem. Na Santa Catarina znajduje się też najstarsza kawiarnia w mieście Majestic.

Stare Porto jest bardzo ładne, ale i zaniedbane, momentami nawet wymarłe. Widać, że część kamienic stoi pusta. Część się wali, okna są powybijane. Szkoda, bo są naprawdę ładne. Wąskie uliczki wznoszące się do góry i opadające w dół tworzą specyficzny klimat Porto. Idąc od strony katedry w dół w stronę rzeki można przez przypadek wejść komuś do wielkości 1 m2 „ogródka”. W gąszczu ułożonych kaskadowo domków można też znaleźć np. publiczną pralnię.

Warto podejść do Torre Dos Clerigos, gdzie można wejść na górę i podziwiać Porto z góry. Wejście kosztuje 2 euro.
Zwiedzając starą część Porto warto podejść na Ruad as Carmelitas 144 i wstąpić do księgarni. Jest to zabójcze miejsce. Trochę jak z Harrego Pottera. Drewniane pomieszczenie z rzeźbionymi schodami. Jest w tym miejscu jakiś czar. Niestety nie można robić zdjęć, więc kto chce zobaczyć musi się tam wybrać osobiście.

Idąc wąskimi uliczkami przez Ribeirę docieramy do Duomo, rzeki dzielącej Porto na dwie części, zupełnie różniące się od siebie.
Po drugiej stronie rzeki znajduje się nowa dzielnica Porto Vila Nova de Gaia. Znajduje się tam wiele knajpek i dyskotek, ale przede wszystkim słynie z tego, że to właśnie tutaj znajdują się degustatornie porto. Wzdłuż brzegu, co kawałek znajdują się degustatornie różnych firm. Warto odwiedzić przynajmniej jedną z nich. Wstęp w podstawowej wersji (zwiedzanie z przewodnikiem + dwie lampki zwykłego porto) kosztował jakieś 5 euro. Chociaż nie lubię porto wycieczka była ciekawa i warto było zobaczyć dębowe beczki, w których ono spoczywa oraz poczuć zapach unoszący się w degustatorni. My byliśmy w Calem. Fajnie podobno jest też u Sandemana – to chyba najpopularniejsza degustatornia.

Na drugą stronę rzeki można się również przeprawić przez jeden z 6 mostów będący symbolem Porto nie mniejszym niż porto. Jest to wysoki dwupoziomowy most drogowy Dom Luis I. Każda kondygnacja obsługuje ruch między dolnymi i górnymi częściami miasta. Został zbudowany w latach 1880-1886 i jest wzorowany na konstrukcjach Eiffa. Pieszo można przejść most zarówno dolną kondygnacją jak i górną. Z góry mostu roztacza się bardzo ładny widok na Porto, warto się tam wdrapać w nocy żeby zobaczyć miasto oświetlone.

Jeśli ktoś chciałby koniecznie zobaczyć stadion Boavisty albo Casa da Musica (teatr muzyczny) to przy okazji może wejść do knajpki zlokalizowanej niedaleko wyjścia ze stacji metra, przy rondzie Boavista na pyszne tripas. Restauracja jest maleńka i ciągle zatłoczona. Jedzenie jest domowe, bardzo dobre i bardzo tanie. Jedno ostrzeżenie – jedna porcja flaczków wystarczy spokojnie na dwie osoby, nawet bardzo głodne. Można kupić pół porcji. Za dwie porcje (nie wiedzieliśmy, że są takie duże) tripas i dużą karafkę wina zapłaciliśmy niecałe 10 euro.

Za 2,50 euro można przejechać się zabytkowym tramwajem wzdłuż wybrzeża i dojechać do plaży i oceanu. Chcąc dojechać do portu trzeba wsiąść w autobus. Z portu do centrum Porto jest parę kilometrów, ale jak ktoś ma czas zachęcam do spaceru. Cały czas idzie się plażą albo promenadą wzdłuż niej. Po drodze mijamy dwa zamki: Castello do Queijo i Castelo da Foz oraz oceanarium. W każdej chwili można wsiąść do tramwaju albo autobusu i wrócić do centrum wybranym środkiem lokomocji. W samym porcie jest parę restauracji, przed którymi stoją grille, na których pieką się świeże ryby. Jak ktoś ma ochotę bardzo proszę, ale nam wyglądały jakoś tak wybitnie turystycznie i się nie skusiliśmy. Za to idąc sobie promenadą wzdłuż oceanu natrafiliśmy na malutką knajpkę, w której był bardzo sympatyczny pan, który przyniósł nam do jedzenia coś, co było bardzo dobre, ale nie mam pojęcia co to było. W ogóle wyglądało jakby kuchnię miał piętro wyżej w własnym mieszkaniu i stamtąd przynosił posiłki. Było bardzo sympatycznie.

Co jeść i pić:
Pastel de Nata – obowiązkowo. Każdy Portugalczyk nas do tego gorąco zachęcał. Dostępne właściwie wszędzie.
Flaczki (tripes) – zupełnie inne niż polskie. Podane z fasolką i pomidorami.
Francesinha – chleb tostowy z trzema rodzajami mięsa (mielone, boczek, kiełbaski) zapieczone z serem i podane w sosie pomidorowym z porto
Vinho verde – młode wino pochodzące z okolicy, dla tych, którzy nie przepadają za porto
Porto – słynny trunek produkowany wyłącznie w tych rejonach

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (69)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 13.5% świata (27 państw)
Zasoby: 242 wpisy242 6 komentarzy6 3145 zdjęć3145 2 pliki multimedialne2
 
Nasze podróżewięcej
16.06.2016 - 30.06.2016
 
 
07.12.2015 - 15.12.2015
 
 
12.09.2015 - 26.09.2015