Dzisiaj mieliśmy wejść na Połoninę Caryńską ale z powodu wczorajszego zmoknięcia jedynym obuwiem, które nadawało się do użytku były sandały, w których nawet nie pomyśleliśmy żeby iść w góry. W związku z tym pojechaliśmy nad Jezioro Myczkowieckie zobaczyć tamę i przejść się jakąś ciekawą ścieżką. Zdecydowanie tu fajniej niż w Solinie czy Polańczyku, dużo spokojniej, mniej ludzi. W okolicy jeziora istnieje kilka ścieżek o różnej długości i czasie przejścia, my wybraliśmy króciutką, bo mieliśmy jeszcze w planach inne atrakcje. Cześć ścieżek zaczyna się i kończy na wysokości Caritasu (tam jest również Park Miniatur Świątyń. Nie wiemy jak inne, ale ścieżka, którą wybraliśmy zupełnie nie była oznaczona i w efekcie po dojściu do Sanu musieliśmy zawrócić bo nie było jak przejść na drugą stronę. Nawet zaczepiony miejscowy nie wiedział nic na temat możliwości przejścia przez rzekę akurat w tym miejscu gdzie wskazywałaby ścieżka. Mimo to spacer bardzo sympatyczny. Szliśmy w okolica Skałek Myczkowieckich, wzdłuż Sanu, po drodze przechodząc go brodem w jednym miejscu. Bardzo ładna okolica i zero turystów.