Isola

Postanowiliśmy zmienić miejsce i przenieśliśmy się do Isoli. Tam znaleźliśmy apartament w samym starym centrum, z widokiem na pobliskie dachy i marinę. Problemem był brak parkingu, ale parkowaliśmy samochód na parkingu obok stadionu (po lewej stronie, zaraz po wjechaniu do miasteczka), bo był za darmo. Wszystkie inne parkingi (ten po prawej stronie po wjeździe też) były płatne. Isola jest malutkim miasteczkiem, raczej mało turystycznym. Jest tam trochę kwater do wynajęcia, jakiś jeden hostel i hotel, ale turystów jakoś nie widać za wielu. Na ulicach widać ciągle tych samych mieszkańców, życie toczy się spokojnie. Jest tam parę knajpek z dobrym jedzeniem i parę droższych w marinie, dla zbłąkanych turystów. My żywiliśmy się tam głównie zestawami obiadowymi oferowanymi przez restauracje. Codziennie było coś nowego, przy czym nie zawsze wiedzieliśmy, co zamawiamy, ale to było całkiem fajne. Bardzo dobre było jedzonko sprzedawane w marinie z łodzi i samochodu stojących naprzeciw siebie. Niestety nie byli tam codziennie. Można było zjeść tam przepyszne kalmary z grilla albo rybki (sardoni). Z samochodu serwowano małże. Jedzenie tam było dużo tańsze niż w restauracjach i bardzo dobre. Ja za punkt honoru postawiłam sobie zjedzenie gibanicy, czyli typowego słoweńskiego ciasta. Na moje nieszczęście znalazłam je w cukierni obok naszego apartamentu, nie mogłam się mu oprzeć za każdym razem jak tamtędy przechodziliśmy. Jest to ciasto z ciasta folo albo ciasta francuskiego wypełnione serem, orzechami, makiem i jabłkami – pycha.
Isola stała się dla nas punktem wypadowym do reszty istriańskich perełek.

Zdjęcia (7)

Komentarze (0)