Geoblog.pl    kasipat    Podróże    Azja marzec 2011 - Malezja, Tajlandia, Kambodża    Kambodża - Siem Reap - Angkor Wat
Zwiń mapę
2011
17
mar

Kambodża - Siem Reap - Angkor Wat

 
Kambodża
Kambodża, Siem Reap
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13438 km
 
W Bangkoku w jednym z biur niedaleko Khao San Road wykupiliśmy przejazd do Siem Reap. Podróż oczywiście pełna wrażeń, ale spokojna (w miarę :) Przekraczaliśmy słynną granicę w Poi Pet i muszę przyznać że robi to wrażenie. My już nie pamiętamy takich czasów kiedy u nas było podobnie i chyba dobrze. Granica jest dość duża (może lepiej byłoby napisać długa) i bez przewodnika można skręcić po prostu nie tam gdzie trzeba i zaplątać się niepotrzebnie do jakiejś kolejki w której nie powinno się stać. My mieliśmy przewodnika który przeprowadzał nas przez granicę punkt po punkcie nie było z niczym problemu. Tak naprawdę to nie mam pojęcia skąd wziął się ten przewodnik ale się nami zaopiekował. Stresowe momenty były tylko dwa. Jeden gdy autobus którym jechaliśmy zawiózł nas w jakieś miejsce przed granicą i koniecznie chcieli nam tam sprzedać wizy kambodźańskie za 1000 BTH. My wiedząc że wiza kosztuje 20$ i można ja kupić na granicy nie chcieliśmy się dać przekonać do ich propozycji. Sytuacja zrobiła się dość niemiła kiedy panowie widząc że nie są w stanie naciągnąć nas na wizy zaczęli na nas krzyczeć. Akcja trwała kilka minut po czym panowie dali za wygraną a my wsiedliśmy z powrotem do naszego autobusu i zostaliśmy zawiezieni na granicę, gdzie oczywiście bez problemu kupiliśmy wizę za 20$ no i 100 BTH łapówki :) Poszliśmy dalej i jacyś panowie zaczęli nam opowiadać że koniecznie musimy wynająć taksówkę która zawiezie nas do Siem Reap bo autobus będzie dopiero za 3 godziny, my uparci oczywiście się nie daliśmy (wspomagani byliśmy siłą jeszcze dwojga podróżników) tutaj znowu były krzyki, ale jak stracili nadzieję że coś wskórają okazało się że autobus jednak pojedzie za pół godziny. Jednym słowem przechodząc przez tą granicę należy się uzbroić w cierpliwość i nie przejmować się krzykami pod swoim adresem bo tam po prostu tak mają, krzykiem usiłują robić interesy.
W Siem Reap spaliśmy w Home Sweet Home Guest House - cena za pokój z łazienka i klimatyzacją 20$ (www.sweethomeangkor.com). Można było taniej, ale postanowiliśmy zaszaleć. Hotel organizuje też transport gości z miejsca do którego przyjeżdżają autobusy z turystami do centrum i do hotelu. Jest to całkiem fajne, gdyż autobusy kończą bieg kilka kilometrów przed centrum miasta i ciężko jest odpędzić się od uczynnych tuk tukowców którzy za opłatą koniecznie chcą nas zawieźć do hotelu.
Angkor Wat koniecznie trzeba zobaczyć, jest niesamowite. My zwiedzaliśmy tzw. Małą Pętlę i to jest coś co normalny człowiek jest w stanie znieść za jednym razem. Jest to bezpieczna dawka zwiedzania kamiennych świątyń, w której one ciągle jeszcze zachwycają :) Tak jak jest to przyjęte wynajęliśmy do zwiedzania świątyń tuk tukowca, który obwiózł nas po nich i czekał na nas jak je zwiedzaliśmy. Za cały dzień zapłaciliśmy 12 $. Na zwiedzanie świątyń wykupiliśmy bilet jednodniowy za 20$.
Po zwiedzeniu kompleksu świątynnego wyruszyliśmy na zwiedzanie Siem Reap. Same miasteczko jest typowym turystycznym miejscem w którym praktycznie są same hotele, restauracje, puby (europejskie) i tuk tukowcy. W tym wszystkim znaleźliśmy lokalne targowisko z owocami, warzywami i jedzonkiem. Kupiliśmy tam sobie sajgonki i deserek, który nie mam pojęcia czym był, ale był pyszny. Był to kruszony (a właściwie skrobany) lód z jakimiś owocami polany czyś w rodzaju mleka kokosowego. Deser zamówił mi jakiś "pan tubylec" który widząc że nie bardzo mogę się dogadać na migi zapytał czy chcę to co on i zamówił to u sprzedawczyni :)
W Kambodży jedliśmy też ich narodową potrawę Amok. Jest to potrawa z warzyw z mięsem w mleczku kokosowym - pyszna.
Tutaj też kupiłam sobie świeżego ananasa, do którego pani zaproponował mi jakiś czerwonawy proszek. Na szczęście proszek dostałam osobno a nie posypano mi nim od razu ananasa. Okazało się że tajemniczym proszkiem była mieszanka chilli, soli i cukru. W połączeniu z ananasem było to okropne ale tam tak się je - mnie nie przekonało.
Na sam koniec dnia nogi bolały nas już okropnie więc postanowiliśmy spróbować Fish Massage (w Bangkoku się broniłam tutaj dałam za wygraną w końcu raz się żyje). Siedzi się nad akwarium w którym moczy się nogi a pływające w nim rybki skubią naskórek. Brzmi trochę obrzydliwie, ale nie jest takie złe, śmieszne uczucie.
Do Bangkoku wracaliśmy nocnym autobusem z Siem Reap, był droższy (15$) od takiego jadącego rano (8 $) ale za to nie traci się dnia na jazdę.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (40)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 13.5% świata (27 państw)
Zasoby: 242 wpisy242 6 komentarzy6 3145 zdjęć3145 2 pliki multimedialne2
 
Nasze podróżewięcej
16.06.2016 - 30.06.2016
 
 
07.12.2015 - 15.12.2015
 
 
12.09.2015 - 26.09.2015