Bangkok to cudowne miasto. Niedaleko dworca kolejowego, po drugiej stronie rzeki znaleźliśmy lokalny targ z mnóstwem straganów z jedzeniem, owocami oraz ze wszystkim innym. Tutaj była trochę większa bariera komunikacyjna. Po raz pierwszy w Tajlandii zobaczyliśmy tą opisywaną wszędzie skromność i speszenie Tajów. Na jednym ze straganów kobieta robiła mój ulubiony makaron Pat Thai ale w żaden sposób nie mogliśmy się z nią dogadać, żeby go kupić - pani nie rozumiała i bardzo tym speszona w momencie jak my zaczęliśmy do niej mówić, ona udawała że nas nie widzi i nie słyszy :) Nie było to jakieś niemiłe czy bezczelne zachowanie, ale było widać pełne speszenie sprzedawczyni która po prostu nie wiedziała jak ma z nami rozmawiać i co my od niej chcemy! Na szczęście z pomocą przyszła nam pani ze stoiska obok i Pat Thaia zjedliśmy :) Tutaj też piliśmy okropnie wyglądający napój w kolorze wodorostów - okazało się że to warzywno owocowy napój ze szpinakiem.
Jeśli chodzi o mało turystyczne rejony Bangkoku to byliśmy też przy moście niedaleko Muzeum Barki, gdzie jak się okazało spotykają się mieszkańcy Bangkoku alby odpocząć po pracy posiedzieć ze znajomymi przy dobrym jedzonku itp. Po prostu nad brzegiem rzeki Chao Praya, na wybetonowanym chodniku siedzieli sobie ludzie na kocykach, można było kupić świeże jedzonko (tu też nikt nie mówił po angielsku a jeśli już to było ciężko, ale daliśmy radę), kawałek dalej jakieś 100 osób ćwiczyło sobie wspólnie aerobik - sielanka. Bardzo nam się tam podobało.