W Bangkoku kupiliśmy bilety na Koh Lantę - wyspę na południu Tajlandii (600 BTH). Generalnie podróż minęła spokojnie i bez jakichś niespodzianek. Dojechaliśmy na Lantę (z umówionego miejsca odebrał nas człowiek z hotelu w którym mieszkaliśmy).
Nocleg zarezerwowaliśmy w Kentiang bay view resort. Nasz domek to malutka bambusowa chatka z wiatraczkiem i moskitierą z łazienką z lodowatą wodą. Nie jestem szczególnie wybredna, ale jednego nie znoszę, zimnej wody! Wiem że na zewnątrz było z 50 stopnie, ale to nie pomagało. Nasza plaża okazał się nie być taka cudowna jak na pocztówkach i w folderach, zdecydowanie nie było to rajska plaża. Generalnie postanowiliśmy zostać w naszym domku dwa dni i zmienić go na inny w innym miejscu na wyspie.
Generalnie Koh Lanta nas rozczarowała. jakoś nie zostaliśmy zauroczeni jej pięknem. Mimo wszystko jeśli ktoś szuka spokoju i chce odetchnąć od turystycznego zgiełku to jest to dobre miejsce. Nie należy się jednak nastawiać cudowne plaże i super widoczki. Poza tym na Lancie było dość drogo. Podobno jest to jedna z tańszych wysp ale i tak nie było tam zbyt tanio. My za nasz bambusowy domek zapłaciliśmy 600 BTH, cena domku murowanego z ciepłą wodą to jakieś 1000 - 2000 BTH. Na Lancie fajne jest to że jest to wyspa muzumańska jak ktoś na innym forum napisał jest to "Islam w tropikach" i to stwierdzenie oddaje wszystko, patrząc na dżunglę słyszy się śpiew muezina z meczetu.
Na Lancie jest jeszcze jedna śmieszna dla nas rzecz a mianowicie stacje benzynowe. Są to po prosty stragany z butelkami z benzyną!